Agnieszka Burton nagrodzona za najlepszy książkowy debiut podróżniczy 2024 roku
Ilość wyświetleń: 221 - Dodano: czwartek, 24 kwietnia 2025 00:10

Agnieszka Burton, autorka książki Ozland. Przestrzeń jest wszystkim, została szóstą laureatką Nagrody im. Macieja Kuczyńskiego. Wyróżnienie, którego patronem jest wieloletni członek Kapituły Kolosów, wybitny speleolog i znakomity pisarz, przyznawane jest na Kolosach od 2020 roku
Laureatka Nagrody im. Macieja Kuczyńskiego otrzymała honorową statuetkę oraz czek na kwotę 5000 zł ufundowany przez Andrzeja Ciszewskiego członka Kapituły Kolosów. W imieniu laureatki nagrody odebrała Julianna Jonek-Springer, redaktorka naczelna wydawnictwa Dowody. Laureatka była obecna na finale w formie przesłanego z drugiego końca świata sygnału wideo.
LAUDACJA GRZEGORZA KAPLI, CZŁONKA JURY KONKURSU, WYGŁOSZONA PODCZAS SOBOTNIEGO FINAŁU KOLOSÓW
Agnieszka Burton, Ozland. Przestrzeń jest wszystkim
Pewna kobieta ma sen. Niejeden, właściwie to można powiedzieć, że w snach nawiedzają ją aborygeńskie kobiety. Szyją jej płaszcz. Dla Aborygenów Ścieżka Snu jest ważna. Ważniejsza nawet niż realny świat. We snach Przodkowie opowiadają o tym, co ważne. O Stworzeniu, Człowieku, Powinności. Płaszcz też jest ważny. Kiedy rodzi się nowy człowiek, dostaje płaszcz ze skóry pałanki. I ważne są te kobiety, bo to nie jest byle kto. To ostatnie żony króla Jimmiego ostatniego Boon Wurrunga czystej krwi. Dziewczyna, która idzie w tych snach nie jest Aborygenką, nie jest ze Starych Ludzi, jest Polką. Boi się że nie powinna, ale przecież rozumie, że Sen jest jej powinnością.
Teraz to ona musi opowiedzieć o ziemi Starych Ludzi. Wytłumaczyć swoim, że to nie ludzie posiadają krainę, ale że kraina posiada ludzi. Opowiedzieć o skradzionych dzieciach i o ukradzionych kościach. O Sorry Business, o tym, jak żuchwy i czaszki tęskniące w muzeach do swojej ziemi.
Potrafi to zrobić z wielką siłą. Literacko bez zarzutu. Historia aborygeńskich kości w zbiorach wrocławskiego muzeum jest napisana absolutnie fantastycznie, choć jest porażająca. Są w niej kolonializm, rasizm, są listy o odcinaniu głowy czternastolatce zmarłej dopiero co. Wszystko po to, żeby ubogacić zbiory.
Autorka sięgnęła po ten sam temat co Sven Lindqvist i potrafi go udźwignąć. Podróż śladem rzezi rdzennych mieszkańców. Jedna z nich miała miejsce w miasteczku w którym urodził się Nick Cave.
Literacko Ozland to majstersztyk. Kwerenda – imponująca. Konsekwencja w pracy – godna najwyższego uznania.
Gary Murray twierdzi, że duchy przodków powierzyły autorce, białej zjawie - migaloo to dramatyczne zadanie i ma rację. To były Duchy.
Jeśli ta książka ma wadę, to jest nią obfitość. Jest o wszystkim. O migracjach, o patriarchalnym społeczeństwie białych mężczyzn w żółtych bluzach z kieszonką na kartę kredytową. O społecznościach LGBT. O tym dlaczego australijski język jest taki dziwny. O miastach, rzekach, zesłańcach. O Polakach: Strzeleckim, Wiliamie Blandowskim, który pisał o Aborygenach że są braćmi a skończył w zakładzie dla obłąkanych. Jest o wypalaniu ziemi przez Aborygenów, jest o drzewach które pomagają znaleźć złoto, o ekoaktywistce Mirandzie Gibson, która mieszka na drzewie i nigdy nie schodzi. Nie ma umiaru. Jakby autorka nie wierzyła, że kiedykolwiek napisze kolejną książkę.
A przecież napisze. Świat potrzebuje takich opowieści.
Autorka ma świadomość jak łatwo taki trudny temat zepsuć. Spłaszczyć. Rozwodnić. Może nawet wyśmiać. Albo i splugawić. Ale potrafi po wyschniętej ziemi iść tak, żeby nie zostawiać własnych śladów. Do opowieści Pierwszych Ludzi ma szacunek i dystans obcego. Ale ma też pewność siebie jaką daje jej sen o kobietach króla Jimmiego. Napisała książkę ważną. I piękną.
Julianna Jonek-Springer, redaktorka naczelna wydawnictwa Dowody fot. Karol Stańczak