PIONIERKI GÓR NAJWYŻSZYCH
Ilość wyświetleń: 1377 - Dodano: poniedziałek, 10 marca 2025 23:23
12 sierpnia 1975 roku Halina Krüger-Syrokomska i Anna Okopińska dokonały pierwszego czysto kobiecego wejścia na wierzchołek Gaszerbrumu II. Tym samym jako pierwsze Europejki i pierwszy zespół żeński na świecie zdobyły szczyt ośmiotysięczny. Nagroda Specjalna Kolosów, która zostanie wręczona w trakcie 27. OSPŻiA w Gdyni, jest uhonorowaniem tego historycznego wyczynu w jego 50. rocznicę.
To wejście miało się nie wydarzyć. Nie było go w planach ani oficjalnych zezwoleniach polskiej ekspedycji, która wiosną 1975 roku wyruszała w Karakorum. Wśród uczestników znalazła się doświadczona już wtedy autorka wspaniałych przejść tatrzańskich i alpejskich, Halina Krüger-Syrokomska oraz młodsza, lecz sprawdzona w górach najwyższych Anna Okopińska. Kiedy obie himalaistki wyruszały z peerelowskiej Polski do Islamabadu, stolicy Pakistanu, ich myśli zapewne koncentrowały się na Gaszerbrumie III. Właśnie ten szczyt był bowiem głównym celem tej wielkoskalowej wyprawy, zainicjowanej i kierowanej przez Wandę Rutkiewicz. Gaszerbrum III nie przekraczał magicznej granicy 8000 m, jednak pozostawał najwyższą dziewiczą górą na Ziemi. Oprócz założenia eksploracyjno-sportowego wyprawa miała też ważny wymiar symboliczny: zakładała zdobycie wierzchołka góry w zespole czysto kobiecym. Tegoroczna laureatka Super Kolosa, Krystyna Palmowska, uczestniczka ekspedycji, dodaje: „Co prawda Wanda od paru lat myślała o zorganizowaniu wyprawy kobiecej w Himalaje, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Przełom nastąpił na skutek decyzji Andrzeja Zawady, który na swoją wyprawę na Lhotse zaprosił tylko jedną kobietę, i to nie ją, a Annę Okopińską. Wanda doszła wtedy do wniosku, że jeżeli chce wyjeżdżać w góry wysokie, to nie może się oglądać na panów, tylko musi wziąć sprawy w swoje ręce”.

Idea żeńskiej wyprawy faktycznie pojawiała się już wcześniej na fali sukcesów polskich himalaistek w Pamirze i Hindukuszu w 1972 i 73 roku. W tamtym czasie Anna Okopińska napisała nawet list do Wandy Rutkiewicz, w którym wyrażała entuzjazm wobec rozwijania samodzielnych działań kobiet w górach wysokich. Nie wie jednak, czy ów list miał jakikolwiek wpływ na późniejsze plany Rutkiewicz. Jednak z całą pewnością na wyprawie w Gaszerbrumy to kobiety miały być na pierwszym planie, a ich ewentualny sukces miał ugruntować pozycję polskich himalaistek w górach najwyższych. Aspekt kobiecy tego przedsięwzięcia był również ważnym argumentem przy poszukiwaniu niezbędnego wsparcia u władz państwowych. Ekspedycję wpisano także w program przypadających na ten rok szczęśliwym trafem obchodów Międzynarodowego Roku Kobiet ogłoszonego przez UNESCO. Ponadto kanałami dyplomatycznymi zaangażowano żonę premiera Pakistanu, działającą na rzecz kobiet, by za jej wstawiennictwem uzyskać niezbędne pozwolenie, o które w tamtym sezonie ubiegało się wiele ekip z różnych stron świata. Śmiałe plany udały się dzięki ogromnemu zaangażowaniu sztabu ludzi – także przyszłych uczestników wyprawy – oraz talentowi samej Rutkiewicz, którą dzisiaj nazwano by sprawną menedżerką i skutecznym PR-owcem. Wyprawa miała ogromny jak na peerelowskie realia rozmach. Budżet ekspedycji osiągnął kwotę blisko 2,5 miliona złotych w czasie, kiedy średnia miesięczna pensja w Polsce wynosiła nieco ponad 3 tysiące. Suma ta pozwoliła między innymi zakupić przydzielone przez ministerstwo 25 tysięcy dolarów amerykańskich. Jelcz 316, który w kwietniu wyjeżdżał z Polski do Pakistanu, miał na sobie liczne logotypy sponsorów. Ostatecznie wyprawa wyruszyła pod szyldem „Ladies Himalaya Expedition”.

Dla Wandy Rutkiewicz włączenie Haliny Krüger-Syrokomskiej do zespołu ekspedycyjnego było naturalną decyzją. W książkowej relacji z wyprawy sławna himalaistka przypomina: „Przez kilka lat byłyśmy jedynym zespołem kobiecym w Polsce, który podejmował trudniejsze samodzielne przejścia. Halina żartowała, że z nami jest gorzej, niż z małżeństwem, bo nie możemy się rozwieść, jeśli chcemy wspinać się w kobiecej dwójce. Pokładam dużą nadzieję w jej doświadczeniu górskim i mimo złych wspomnień ze wspólnego udziału w wyprawie w Pamir w 1970 roku uważałam, że pierwsza większa inicjatywa kobieca nie może odbywać się bez niej (…)”.
Anna Okopińska również nie zabiegała szczególnie o udział w wyprawie. „Kiedy wróciłam z Lhotse <w styczniu 1975 roku – przyp.>, dowiedziałam się, że jestem w składzie na Gaszerbrumy. Wtedy nie było wielu kobiet, które mogłyby wziąć udział w takiej wyprawie, więc to wyszło w miarę naturalnie” – wspomina. Wanda Rutkiewicz pisze z kolei tak: „Stosunkowo mało, jeśli chodzi o osobisty kontakt, znałam Annę Okopińską, natomiast znałam jej sukcesy. Anka – drobna i szczupła – już swoją budową predestynowana była do chodzenia po górach wysokich, a jej udział w wyprawach w Pamir i w Himalaje w pełni to potwierdził. Z natury skryta i zamknięta, sprawiająca wrażenie nieśmiałej i biernej, potrafiła nieoczekiwanie podjąć trudną i samodzielną inicjatywę, jak na przykład przejście latem z Danutą Szelenbaum całej grani Tatr Wysokich”.
W skład kobiecej wyprawy weszła jednak także spora grupa polskich himalaistów. Oficjalnie kontyngent mężczyzn miał podjąć próbę wejścia na sąsiedni ośmiotysięcznik, Gaszerbrum II, a także zapewnić żeńskiemu trzonowi zespołu męskie towarzystwo w kraju muzułmańskim. Nieoficjalnie zaś mężczyźni mieli stanowić realne wsparcie w trakcie akcji górskiej – z wykluczeniem etapu szczytowego. Łącznie uzbierał się parytet: dziesięć kobiet i dziesięciu mężczyzn, wśród nich dwóch filmowców oraz pakistański oficer łącznikowy, Saeed Ahmed Malik. Inicjatywa pozostawała jednak z gruntu żeńska, zaś kierownictwo jednoznacznie leżało w rękach Wandy Rutkiewicz. Przyszła zdobywczyni K2 prowadziła wyprawę w sposób skuteczny i bezpieczny, choć zarazem, jak zgodnie przyznają jej uczestnicy, autorytarny i mało przejrzysty. To właśnie ta postawa Rutkiewicz zrodzi ostatecznie nieplanowany sukces na Gaszerbrumie II, lecz także będzie od początku źródłem napięć wśród członków wyprawy. Niesnaski brały się częściowo z przyczyn naturalnych: koncentracji mocnych, odmiennych charakterów oraz konfliktów osobistych i grupowych ambicji. Halina Krüger-Syrokomska, najstarsza i najbardziej doświadczona, odbierała osobiście fakt, że nie konsultowano z nią strategicznych decyzji. W listach do rodziny pisała o niedobrej atmosferze i „chamstwie takim, że ludzkie pojęcie przechodzi”. Napięcia między uczestnikami wyprawy stały się głównym tematem reportażu filmowego pod znamiennym tytułem „Temperatura Wrzenia”. Andrzej Paczkowski, ówczesny prezes Polskiego Związku Alpinizmu, uznał dokument za znakomity. Krystyna Palmowska również uznaje film za wybitny, chociaż zauważa, że w jej odczuciu reportaż nadmiernie koncentruje się na konfliktach w bazie, niedostatecznie podkreślając faktyczne sukcesy wyprawy. Anna Okopińska uzupełnia: „Reżyser pokazał relacje między Wandą a zespołem na tyle, na ile nagrany materiał pozwalał – bez dodawania zewnętrznych komentarzy. To jest siłą tego filmu”.
16 czerwca, po przemierzeniu lodowca Baltoro, na wysokości około 5200 m założono bazę ekspedycyjną. Z pierwszym dniem sierpnia, a więc dwa miesiące od wyruszenia pieszej karawany i półtora miesiąca od rozpoczęcia akcji górskiej, podjęto pierwszą akcję szczytową. Przyniosła ona ogromny sukces: Leszek Cichy, Janusz Onyszkiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki weszli nową drogą przez północno-zachodnią ścianę na Gaszerbrumu II, stając się pierwszymi Polakami na ośmiotysięczniku. Niedługo potem, 9 sierpnia, Władysław Woźniak, Marek Janas i Andrzej Łapiński zdobyli wierzchołek Gaszerbrumu II drogą austriacką, dokonując w ten sposób czwartego w historii wejścia na ten szczyt. Pomimo sukcesów presja rosła. Osiągnięcia były wspaniałe, ale i niewygodne wizerunkowo. Do 10 sierpnia jedynymi sukcesami Wyprawy Kobiecej na Gaszerbrum III pozostawały dwa wejścia na Gaszerbrum II – zespołów czysto męskich. Napięcie potęgowały też decyzje kadrowe Rutkiewicz, które jednym przybliżały, a drugich pozbawiały szansy na zdobycie najważniejszego szczytu. Co więcej, decyzje zmieniała arbitralnie i diametralnie. Anna Okopińska przypomina: „Ostatecznie ustalono, że zespół kobiecy, Wanda i Alison, miał samodzielnie zaatakować Gaszerbrum III z przełęczy. Na przełęczy miedzy GII i GIII miał pozostać zespół męski (Krzysztof Zdzitowiecki i Janusz Onyszkiewicz – mąż Alison), którego zadaniem była obserwacja i zabezpieczanie bezpieczeństwa. Drugi zespół kobiecy (Krysia, Halina i ja) szedł dzień za nimi. Gdyby pierwszy zespół kobiecy nie dotarł do szczytu, wtedy nasz mógłby dokonać drugiej próby”. Dyskusji nie podlegało natomiast nadrzędne założenie wyprawy – wejścia miały dokonać wyłącznie kobiety.

Dlatego Okopińska i Syrokomska, podchodząc 11 sierpnia do obozu III, z niedowierzaniem patrzyły na cztery kolorowe punkty na ścianie szczytowej dziewiczego Gaszerbrumu. Kiedy dotarły do obozu, zrozumiały: wbrew ustaleniom, zespół Rutkiewicz przystąpił do ataku szczytowego i co gorsza, w składzie mieszanym. Halina Krüger-Syrokomska, której atrybutem, obok drewnianej fajki, był dosadny język, miała wylać swoją złość w jednej, mocnej inwektywie. Według Anny Okopińskiej, Halina wiedziała, że Rutkiewicz może wykorzystać okazję i zaatakować szczyt, nie czekając na pozostałych. Miało to wejście miało bezwzględnie odbyć się w zespole kobiecym. Posunięcie kierowniczki było więc nie tylko zdradą umowy między uczestnikami, ale i podeptaniem sztandaru wyprawy. „Dla mojej mamy zawsze bardzo ważni byli partnerzy. Była strasznie uczciwa. Gdyby kierowała wyprawą, taka sytuacja nie miałaby miejsca” – podkreśla Marianna Syrokomska, córka Haliny. Rozgoryczenie potęgowało sprzeniewierzenie się idei, która dla Haliny Syrokomskiej była niezwykle ważna. „W zasadzie całe jej wspinanie to było świadome konkurowanie z mężczyznami. Od 1960 roku zaczęła realizować swoje plany związane z samodzielnym – wtedy jeszcze – taternictwem, a potem alpinizmem i himalaizmem kobiecym. Przekreślenie możliwości wejścia czysto kobiecego na Gaszerbrum III było dla mamy bardzo bolesne” – mówi córka.
Tego samego dnia Wanda Rutkiewicz zakomunikowała przez radiostację zdobycie wierzchołka Gaszerbrumu III. Teraz do dwóch czysto męskich wejść, „Ekspedycja Kobieca” dopisała właśnie sukces zespołu mieszanego. Mimo frustracji, w kontakcie radiowym z kierowniczką wyprawy Halina Krüger-Syrokomska zachowała fason: „Przede wszystkim serdeczne gratulacje od nas wszystkich (…) Szkoda, że nie mogę pogratulować ci wejścia kobiecego” – powiedziała krótko, a następnie oznajmiła rzeczowo: „W takim razie jest sprawa do uzgodnienia: jutro startujemy we czwórkę na Gaszerbrum II, zgoda?”. Rutkiewicz nie oponowała. Właściwa historia kobiecego zdobycia Gaszerburmu II zaczyna się w tym miejscu.
Trzecie polskie wejście na Gaszerbrum II też nie zapowiadało się na czysto kobiece. W zespole obok Krystyny Palmowskiej, Anny Okopińskiej i Haliny Krüger-Syrokomskiej znalazł się bowiem także oficer Saeed Ahmed Malik. Młody Pakistańczyk był gotów przymknąć oko na brak zezwolenia na odrębną akcję kobiecego zespołu na ośmiotysięczniku jedynie pod warunkiem włączenia go do zespołu atakującego. Polki nie miały wyboru. Krystyna Palmowska miała związać się liną z oficerem Saeedem. Annie Okopińskiej przypadło partnerstwo Haliny Syrokomskiej. Wtedy też po raz pierwszy stworzyły razem górski duet. „Jak Wanda wybrała Alison Onyszkiewicz jako partnerkę do ataku na Gaszebrum III, to bez partnera została Halina” – wyjaśnia Okopińska – „Myśmy się przedtem mało znały. Halina była o 10 lat ode mnie starsza, więc to było inne pokolenie. On już miała ugruntowaną sławę i pozycję. To rzeczywiście ona głównie była motorem wspinania w Tatrach”. Początki ich znajomości były chłodne. „Kiedy chciałam się zapisać do klubu wysokogórskiego, to Halina nie chciała mnie przyjąć, bo nie byłam nigdy na Słowacji i jakoś nie byłam też na Rysach ani w Tatrach Słowackich. Nie wystarczało jej, że dużo turystycznie chodziłam po Tatrach. Dopiero jak moi koledzy zaczęli interweniować, powiedziała, że zapisze mnie na ich odpowiedzialność. Potem Wanda mi powiedziała, że nie jestem w składzie projektowanej wyprawy kobiecej na Annapurnę, dlatego że Halina się nie zgodziła” – wspomina w tonie anegdotycznym.
Zanim Anna Okopińska stawiła czoła ośmiotysięcznikowi, musiała zmierzyć się najpierw z dotkliwą infekcją zęba, której nie zdołała zawczasu zapobiec z powodu późnego powrotu z wcześniejszej wyprawy na Lhotse. „Potwornie mnie bolało i żadne lekarstwa przeciwbólowe nie pomagały. Siedziałam w bazie przez kilka. Alison kazała mi rzuć goździki, bo to podobno uśmierza ból, ale też mi nie pomogły. Czy mam dziś do nich wstręt? Nie wiem, ale ich do kompotu nie dodaję” – mówi z uśmiechem. Ratunek przyszedł niespodziewanie. „Wtedy akurat zjawił się w bazie Reinhold Messner i powiedział, że na lodowcu spotkali wyprawę alpinistów szwajcarskich, wśród których byli stomatolodzy. Wraz z filmowcem, Andrzejem Zajączkowskim, zeszłam z bazy na dół, żeby ich odszukać i następnego dnia natrafiliśmy na nich zupełnie przypadkiem na środku lodowca Baltoro. Było tam dwóch profesorów stomatologii i jeden Francuz, student stomatologii. Mieli świetnie wyposażoną apteczkę, bo lekarze na takich wyprawach mają też misję pomagania ludziom w wioskach po drodze. Profesorowie obejrzeli moje zęby i na wszelki wypadek usunęli mi ósemkę i siódemkę, gdyż nie mieli aparatu rentgenowskiego. Poradzili sobie bardzo dobrze”.
Zabieg rzeczywiście poskutkował i 12 sierpnia, przy nie najlepszych prognozach pogodowych, Okopińska wraz z Krüger-Syrokomską oraz Krystyną Palmowską i oficerem Saeedem wyruszyli z obozu III ku grani Gaszerbruma II. Młoda himalaistka miała jednak jeszcze jeden kłopot: w niejasnych okolicznościach zniknęły jej raki, przywiązane do liny poręczowej. Bez nich pokonanie oblodzonych odcinków podejścia mogło okazać się niewykonalne. Los postanowił rozwiązać ten problem po swojemu. W trakcie podejścia, Saeed dostał choroby wysokościowej i prędko stało się jasne, że będzie potrzebował asysty przy zejściu do bazy. Poświęciła się Krystyna Palmowska, tracąc tym samym szansę na swój pierwszy ośmiotysięcznik. Za cenę niewątpliwego zawodu Saeeda oraz osobistego dramatu Palmowskiej przed uczestniczkami pojawiła się jednak na nowo szansa na wejście czysto kobiece. Poza tym Krystyna Palmowska zaoferowała swoje raki Annie Okopińskiej, która relacjonowała później na łamach „Taternika”: „Podziwiam ją, że w chwili, gdy nagle traci szansę wejścia na szczyt, potrafi się jeszcze troszczyć o mnie. Jest mi głupio”
Pomimo przeprawy z zębami, Okopińska szła sprawnie ku górze. Wanda Rutkiewicz wspominała, że patrzyła z podziwem, jak łatwo przychodzi Annie poruszanie się na dużych wysokościach, nawet z ciężkim bagażem na plecach. „Faktycznie wtedy miałam tą kondycję taką, że Wanda jak chciała mnie dogonić, to krzyczała, „zaczekaj, to ci zrobię zdjęcie”.” – opowiada ze śmiechem Okopińska. A przecież nikt z uczestników wyprawy nie był etatowym sportowcem. W ich szeregach przeważali pracownicy naukowi. „Kiedy patrzę, jak dzisiejsi wspinacze trenują przed wyprawami, to nie mogę uwierzyć, że myśmy sobie dawali radę zupełnie bez treningu. Niektórzy tylko grali w koszykówkę albo rozładowywali wagony, żeby zarobić na wyjazdy w góry. Czasem w niedziele spotykaliśmy się w Kampinosie, żeby wspinać się na bunkrach lub przejść kilkanaście kilometrów po lesie. Raz, pamiętam, Wanda mnie namówiła na bieganie po Kampinosie” – precyzuje Okopińska.
W dniu akcji szczytowej, od miejsca, w którym himalaistki rozstały się z Palmowską i Saeedem, od grani dzieliły je jeszcze dwie godziny drogi. Trawers przed granią był bardzo stromy. W relacji cytowanej przez Krystynę Palmowską, Anna Okopińska pisze: „Gdy wychodzimy na śnieżne plateau grani (…) odsłania się widok na góry Sinciangu. Imponujący jest bezkres tej górskiej pustyni”. Są ogromnie zmęczone. Po drodze uszczuplają plecaki. „Zostawiamy Starta, spodnie puchowe, zapasowe skarpetki i rękawice. Liny nie ma czym przeciąć. Wściekła wrzucam do plecaka całe 40 m” – relacjonuje dalej Okopińska. Ogromne zmęczenie daje się obu himalaistkom we znaki. Docierają do ostrej grani śnieżno-lodowej, na którym chwyta je przenikliwie zimny wiatr. Dopiero tam wiążą się liną. „Lina kończy się kilkanaście metrów przed platformą szczytową. Halina szybko pokonuje je i ściąga mnie na szczyt. Najpierw wchodzimy na najwyższe skałki. Są tak zwietrzałe, że zadowalamy się dotknięciem najwyższego punktu. Wspaniały widok na pozostałe Gaszerbrumy, Broad Peak i K2. Ale wiatr hula bez żadnego umiaru i nie pozwala na jakiekolwiek fascynacje”. Dzisiaj, po latach, Anna Okopińska dodaje: „Na samym szczycie myśmy nie czuły zmęczenia. Była euforia, że podchodzenie w górę wreszcie się skończyło. Poczułyśmy na pewno potrzebę więzi z ludźmi i faktycznie natychmiast połączyłyśmy się przez radiotelefon z bazą”. W odpowiedzi usłyszały szał radości oraz gromkie „hurra!”. Chwilę potem z radiotelefonu popłynął fragment pełnego nadziei utworu „We shall overcome” w wykonaniu Joan Baez. Warunki na szczycie kazały skracać rozmowę. Halina Krüger-Syrokomska komunikowała zwięźle: „No więc jesteśmy na tym piku, tylko wieje, jak cholera. Zaraz schodzimy na dół. Od przełęczy podchodziłyśmy trzy godziny. Aniśmy się obejrzały, żeśmy weszły, a już schodzimy”. Do obozu III dotarły przy dobrej widzialności, w stabilnych warunkach.

„Halina po powrocie z gór eksplodowała wręcz radością (…) Widać było, że chciała zrealizować na tej wyprawie również swoje ambicje i ma teraz satysfakcję z tego, że udało jej się wejść na szczyt – wspomina Leszek Cichy, cytowany w biografii himalaistki autorstwa Anny Kamińskiej. „Dla mnie najważniejsze jest to, że to nasze wejście było fajne, że było w takiej fajnej atmosferze, przy ładnej pogodzie” – mówi Okopińska – „Ten ostatni dzień naprawdę był cudownym dniem. Warto zauważyć, że jak zeszłyśmy do obozu III, to czekały w nim Wanda i Krystyna i nie byłyśmy w nim same. Widziały nas z daleka i mogły się przygotować. Przywitały nas gorącą herbatą. Może była nawet zupa? Za to jak doszłyśmy do bazy, to pamiętam, że przywitano nas kompotem. Już nie wiem, czy był z goździkami” – śmieje się. Od tamtego dnia między obiema himalaistkami zawiązała się trwała przyjaźń. Marianna Syrokomska dodaje: „Ich przyjaźń istniała również tutaj, na nizinach. Ja również od śmierci mamy pod K2 cały czas utrzymuję z Anią kontakt. Ania była młodsza od mojej mamy i też dość późno urodziła dzieci, dlatego nasze dzieci mogły się bawić razem. Dawała mi też ubranka dla mojej córki, która zresztą ma na imię Halina”.
Ponad wszelką wątpliwość wyprawa w Gaszerbrumy zaobfitowała w osiągnięcia na skalę międzynarodową i przyniosła bezprecedensowy sukces polskiego himalaizmu. Wśród uczestników wyprawy słychać także głosy zrozumienia dla kontrowersyjnej decyzji Wandy Rutkiewicz. W przedmowie do wydanego w 1979 roku zbioru relacji z wyprawy, zatytułowanego „Zdobycie Gasherbrumów”, Andrzej Paczkowski wyraźnie podkreśla „nieomal bezawaryjny przebieg całego przedsięwzięcia” i zaznacza, że „Wyprawa Ladies Himalaya Expedition przyniosła plon sportowy na najwyższym poziomie, a styl, w jakim została przeprowadzona, domaga się specjalnego wyróżnienia”.
W ocenie Kapituły oraz Honorowej Kapituły Kolosów, w 50. rocznicę pamiętnej ekspedycji, na szczególne wyróżnienie zasłużyło dokonanie, które ocaliło sztandar kobiecej wyprawy. Nagrodę Specjalną Kolosów w trakcie 27. OSPŻiA odbierze współautorka historycznego wejścia, Anna Okopińska oraz mąż Haliny Krüger-Syrokomskiej, Janusz Syrokomski i ich córka, Marianna Syrokomska.
Tekst: Tomasz Owsiany
Źródła:
„Zdobycie Gasherbrumów”, oprac. zbiorowe pod red. Wandy Rutkiewicz (Wyd. Sport i Turystyka, 1979)
„Halina. Dziś już nie ma takich kobiet”, Anna Kamińska (Wyd. Literackie, 2019)
„Gasherbrum II żeńską dwójką”, Anna Okopińska, „Taternik 2/1976”
oraz materiały własne autora

