Kolosy (za rok) 2014. Podsumowanie
Ilość wyświetleń: 6132 - Dodano: czwartek, 19 marca 2015 22:12
Najpierw - trzy dni Kolosów. Teraz – trzy dni od Kolosów. Wystarczająco dużo czasu, by ochłonąć, nabrać dystansu i spróbować zrobić podsumowanie? Tegoroczna edycja największej w Europie imprezy podróżniczej za nami. Oto jak było
Po pierwsze: inspirująco
„Inspiracja” to słowo-klucz, które w weekend w Gdyni powtarzali niemal wszyscy. Bez względu na wiek, kondycję i zasobność portfela, w opowieściach, którymi od piątku do niedzieli żyły hala Gdynia Arena oraz Centrum Konferencyjne Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego, każdy mógł odnaleźć coś dla siebie. Prelegenci w przedziale wiekowym od lat kilkunastu do blisko osiemdziesięciu, widzowie w jeszcze większym – jakkolwiek „promocyjnie” by to nie zabrzmiało, ludzie między prelekcjami naprawdę rozmawiali ze sobą o tym, że kolejne pokazy poruszyły w nich struny, które nie pozwolą im już dłużej odkładać decyzji o tym, by wreszcie na poważnie wziąć się za realizację marzeń.
Niekoniecznie podróżniczych.
Pasja, wysiłek przynoszący satysfakcję i erupcja endorfin, kiedy w końcu uda się dopiąć swego.
O tym mówili prelegenci i w tym mogli przeglądać się widzowie.
Po drugie: tłoczno
Na czas trwania Kolosów główna sala hali Gdynia Arena staje się największą salą kinową w Polsce. Może w niej wówczas zasiąść równocześnie cztery tysiące osób. I podczas Kolosów za rok 2014 tyle zasiadło. Czy raczej zasiadało: od samego początku do prawie samego końca. Dzięki przeniesieniu Fotoplastykonu do położonego nieopodal hali Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego (łącznie ponad czterysta dodatkowych miejsc w dwóch salach plus wystawa zdjęć) kolejek przed Areną udało się uniknąć zarówno w piątek (wieczorem były, ale niewielkie) jak i w niedzielę. Niestety w sobotnie popopołudnie nie ma co ukrywać – zainteresowanie publiczności znacznie przerosło pojemność hali. Przykro nam, że część osób musiała czekać na wejście do środka nawet trzy godziny (swoją drogą, imponująca determinacja), jeszcze bardziej żałujemy tych wszystkich sytuacji, w których ktoś, zniechęcony zbyt długim oczekiwaniem, rezygnował. Obiecujemy, że postaramy się zrobić, co w naszej mocy, by w przyszłym roku tych ostatnich – rezygnujących z długiego czekania – było mniej niż ostatnio.
Na szczęście ci, którzy dostali się do środka – czy to przychodząc wcześniej, czy to odczekując swoje w kolejce, czy wreszcie w piątek i w niedzielę – nie żałowali. Bo jakość pokazów była – chyba w zgodnej opinii – nieprzeciętna.
Po trzecie: na najwyższym poziomie
W tym roku Kapituła miała nie lada problem. Czy raczej – kilka problemów. Jak wybrać, kogo nagrodzić, a – w konsekwencji – kogo w swoim werdykcie pominąć. Trudna sprawa, bo poziom prezentacji i skala wypraw były znakomite.
Trzy przykłady.
Raz: Piotr Strzeżysz. Oczywiście. Po wielu latach wreszcie nagrodzony Kolosem, ale też Nagrodą Publiczności – właśnie za najlepszą prezentację. Naprawdę – najlepszą. Zabawną, spontaniczną, różnorodną. A pod koniec – poruszającą. Na sali było ciemno, więc łzy wzruszenia ukryć było stosunkowo łatwo. Ale się lały. Jak to jest – zebrać całe swoje podróżnicze doświadczenie, zakląć je w kamień i rzucić daleko w wody Cieśniny Magellana? A potem jeszcze opowiedzieć o tym czterem tysiącom osób w sposób, który pewnie w każdym uruchomił w środku coś istotnego?
Dwa: Krzysztof Wielicki. Mówić, z grubsza, o tym samym - o zdobywaniu ośmiotysięczników, o „sztuce cierpienia”, jaką był (jest?) polski himalaizm zimowy – o czym opowiada się od dawna, o czym właśnie napisało się książkę, ale w taki sposób, by wszystko zabrzmiało naprawdę świeżo, entuzjastycznie i bez grama rutyny? Niewielu to umie. Krzysztof Wielicki, jeden z najlepszych himalaistów w historii i, jak pokazuje przykład Kolosów, nie gorszy showman – owszem. Dlatego był w Gdyni.
Trzy: prezentacje w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. Jeśli komuś wydawałoby się, że Fotoplastykon przeniesiony do osobnego obiektu, poza halę Gdynia Arena, to punkt programu drugiej kategorii, powinien był zobaczyć, o czym i jak się tam opowiadało. W jaki sposób przedstawili swoje historie Anna Jaklewicz, Robert Gondek albo Dominik Szmajda.
A przecież na Kolosach 2014 byli również i opowiadali o swoich osiągnięciach m.in. Denis Urubko, Janusz Gołąb, Tomek Mackiewicz czy najwybitniejsi polscy (a więc i światowi) polarnicy.
>> Relacja z finału Kolosów (za rok) 2014
Werdykt Kapituły
Do niego wróćmy. Co „zrobić” z Olkiem Dobą, Super Kolosem 2011, który ewidentnie wyrasta poza skalę ocen? Jak uhonorować – również niełatwą do zestawienia z czymkolwiek – realizację wyjątkowej filozofii podróżowania Piotra Strzeżysza? Jak porównać dwa zjazdy na nartach z ośmiotysięczników?
Tak, Kapituła miała problem, ale to był problem bogactwa. W kategoriach „Wyczyn roku”, „Alpinizm” oraz „Eksploracja jaskiń” statuetki trafiły do osób, które w ubiegłym roku dokonały czegoś na skalę światową. Olek Doba, ze swoją drugą kajakową podróżą transatlantycką, „nie zmieścił” się w „normalnych” kategoriach, otrzymał więc Nagrodę Specjalną. Piotra Strzeżysza (kategoria „Podróże”) uhonorowano nie tyle za osiągnięcie celu, co za – salomonowy werdykt – „wytrwałość w próbach odnalezienia życiowej prawdy w podróży i odwagę przyjmowania tego, co przyniesie droga”.
To wszystko było naprawdę wyjątkowe.
Być może trzy dni to za mało, być może w naszych ocenach kierujemy się jeszcze świeżą euforią – ale może nie; może naprawdę Kolosy (za rok) 2014 przejdą do historii jako jedne z najlepszych? Albo jeszcze inaczej: pierwsze na już światowym poziomie.
>> Lista nagrodzonych i wyróżnionych
>> Relacja z Kolosów w radiowej Trójce