Jerzy Adamuszek: Spróbować niemożliwego

Ilość wyświetleń: 21279 - Dodano: poniedziałek, 02 czerwca 2014 12:53

Jerzy Adamuszek: Spróbować niemożliwego

Mons Pax (Góra Pokój)

Z wykształcenia geograf (absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego), z zamiłowania podróżnik. Samochód, kajak, rower - no i piesze wędrówki – to jego sposób na pokonywanie dróg i szlaków wodnych, nawet tych, których wcześniej nikt nie dopatrzył się na mapie. Bo świat dla niego, to przestrzeń otwarta.

             

Tekst: Jolanta Wagner

Po przewiezieniu kilku samochodów z jednego końca Ameryki na drugi, zaplanował samotny rajd samochodowy z Alaski na Ziemię Ognistą, który miał na celu ustanowienie rekordu Guinnessa. Dystans 23 527 kilometrów przejechał w 18 dni, 11 godzin, 45 minut. Natomiast łączna ilość pokonanej drogi, którą wskazał licznik; startując w Montrealu, a kończąc w Boliwii, wyniosła 40 370 kilometry, czyli więcej od obwodu Ziemi na równiku. Przyznał się później, że było to szaleństwo, wyrachowane szaleństwo.          

W 1986 jako pierwszy w historii przejechał samochodem osobowym z najbardziej oddalonego punktu na półkuli północnej - Prudhoe Bay na Alasce znanej jedynie pracownikom odwiertów naftowych - do najbardziej oddalonego miejsca na półkuli południowej - Ushuaia na Ziemi Ognistej. Rajd przez kontynenty amerykański był wyjątkowy nie tylko ze względu na oszałamiające tempo: dystans ten pokonał bez zmiennika i asekuracji oraz bez żadnego serwisu, czy pomocy lekarskiej. Rok później tę sama trasę, ale z południa na północ, przejechało dwóch amerykanów (sponsorowanych przez General Motor) i zajęło im to trzy dni dłużej. Do dzisiaj nikomu nie udało się pokonać tej trasy w krótszym czasie.                 

W podróż z Alaski na Ziemię Ognistą wybrał się używanym cadillakiem, którego wnętrze nieco przerobił i nazwał Hotelem Cadillac, gdyż zdecydował, że będzie spał w wozie. W miejscu przedniego fotela włożył sklejkę długości 180 cm i szerokości 40 cm, która pełniła funkcję łóżka. Zamontował także półkę, na której przygotowywał jedzenie, a w jej specjalnych przegródkach trzymał dokumenty i inne podstawowe rzeczy. Wodę gotował w pojemniku z grzałką zasilaną z samochodowej zapalniczki. Za łazienkę służyła miednica i pojemnik z wodą, które ustawiał obok samochodu. Poza tym zabrał części zapasowe do samochodu: filtry olejowe, paski klinowe, reflektory, dętki, koła z kilka zapasowych opon. I jeszcze śpiwór oraz budzik. „Spiżarnię” wypełniły konserwy, zupy błyskawiczne, dżem, czekolada, miód, kiełbasa suszona, ogórki i chleb o przedłużonej trwałości. Cała garderoba składała się z: zapasowych spodenek i podkoszulków, dwóch par spodni, marynarki, swetra, kurtki zimowej, czapki, rękawiczek, szalika i 5 par skarpetek. Wykonał szczepienia na cholerę, ospę, malarię i żółtą febrę. Zabrał 8 podstawowych leków, z których nie skorzystał. Zmienność temperatur (-35 na Alasce do + 50 stopni Celcjusza na pustyni Atacama), czy brak znaków i drogowskazów, krzyżujących lub urywających się śladów na piasku, to były tylko drobne przeszkody do pokonania.               

Największy dyskomfort sprawiały mu chwile, gdy w szalonym pędzie mijał miejsca, które szczególnie – jako geografa - go interesowały, o których zobaczeniu zawsze marzył.      

W celu typowego turystycznego zwiedzania zatrzymał się tylko kilka razy; m.in. w Meksyku zboczył z drogi by zobaczyć słynny stadion Azteków i na równiku, w Ekwadorze, przy pomniku przedstawiającym kulę ziemską.         

Ścigał się z przestrzenią i czasem, pokonując dziennie średnio po 1270 km. Spał mało z wyjątkiem Ameryki Środkowej, gdzie granice zamykali już o szóstej wieczorem, a otwierali rano o ósmej. W pamięci wirował kalejdoskop krajobrazów, kodowały się fragmenty pejzaży mijanych państw, czy ich obyczaje wywodzące się z najstarszych kultur i cywilizacji świata. Przejechał przez: Kanadę , Stany Zjednoczone, Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Nikaraguę, Kostarykę. Ze względu na brak połączenia drogowego do Kolumbii, zmuszony był zatrzymać się w Panamie. Samochód musiał być przemieszczony samolotem transportowym do Bogoty , by z niej jechać dalej przez Kolumbię, Ekwador, Peru, Argentynę i Chile. Zwolnił dopiero w Ushuaia gdzie zaciągnął hamulec i po raz pierwszy umył niezawodnego Cadillaca Elegance coupe de Ville. Z Ziemi Ognistej przejechał jeszcze raz całą Argentynę, Paragwaj i na koniec trochę Boliwii, gdzie w Tarija zostawił samochód u kolegi, z którym studiował w Krakowie.            

W trakcie jazdy nie zabrakło regionalnych atrakcji: na granicy Hondurasu żołnierze zabrali mu magnetofon, sandały, koszulkę, zegarek i maszynkę do golenia. W Peru zapytany o drogę młodzieniec zainteresował się butelką płynu do płukania ust, którą zabrał z wnętrza samochodu przez otwarte okno. Wypił jej zawartość na miejscu! W Kolumbii – nocą - podczas jednej z kontroli żołnierz wycelował w jego brzuch lufę karabinu i zażądał dolaros efectivos, czyli gotówki. Serce podjechało mu do gardła.      


Certyfikat i mapa samotnego rajdu samochodowego przez obie Ameryki           

Niewątpliwie podczas tej podróży bardzo zaprzyjaźnił się z samochodem, a właściwie miłość ta jeszcze się pogłębiła.        

Samochód doceniał także gdy podróżował po Afryce: uwolnionej od apartheidu RPA, Namibii, Zimbabwe, Zambii i Botswanie. Wziął udział w międzynarodowym rajdzie samochodowym „Aurora Vacation Challenge” sponsorowanym przez General Motors, pokonując trasę o długości 10 tysięcy kilometrów, z Detroit do Los Angeles.        

Przejechał ponad 7000 km po australijskich bezdrożach, będąc członkiem wyprawy „Strzelecki Traces Expedition 2004” prowadzącej śladami polskiego odkrywcy Pawła Edmunda Strzeleckiego. Wyprawa ta została wyróżniona w 2004 r. w Gdyni na Kolosach, w kategorii podróże.  


Przejazd przez Andy         

Jednak rower     

Przemierzył rowerem 2 300 km przez Góry Skaliste. Tak zaczął poznawać swój nowy kraj, w którym założył rodzinę po ukończeniu studiów. Właściwie nigdy nie rozstawał się z rowerem. Czasem go tylko zamieniał na kajak lub samochód.           

Zainicjował i przez pięć lat kierował masową imprezą - "Kajakiem i rowerem dookoła Montrealu (122 km )"   

Jako pierwszy obcokrajowiec, bez oficjalnego zezwolenia objechał samotnie rowerem Kubę. Choć jej długość wynosi 1300 km, to jeżdżąc dodatkowo bocznymi drogami, prowadzącymi w głąb wyspy, przejechał ponad 1500 kilometrów. Ubrany się w stare buty i spodnie, nie zwracał na siebie uwagi. Policja bowiem dostrzegając turystów na lotnisku w Hawanie, odsyłała ich do wskazanego hotelu. W ten sposób mogła kontrolować pobyt gości na wyspie. By nie zdradzać swojego pochodzenia, przywieziony rower z sakwami zawinął w tekturowe pudełko, ukrywając angielskojęzyczne napisy. Wtopił się w kubańską rzeczywistość. Dużo jeździł podrzędnymi drogami, nocując u przypadkowo spotkanych gospodarzy. Objeżdżając wyspę, miał możliwość konfrontacji codziennej egzystencji z propagowanymi „humanitarnymi” ideami dobrobytu.     

Chęć poznawania, przemieszczania się spowodowały, że stał się swoistym perpetuum mobile, wiecznie w ruchu - niekończącą się energią. Aktywność fizyczną postrzega bowiem jako pewien stan umysłu, który pozwala także na eksplorację swojego wnętrza. Taka postawa, to swoista filozofia życia, która przypomina słowa Mahatmy Gandhiego: ”wielki podróżnik to nie ten, który 10 razy opłynął świat dookoła, ale ten, kto chociaż raz odbył wycieczkę w głąb siebie”.


Na szczycie Aconcaguy        

(Nie)miłe niespodzianki        

Wziął udział w dwóch międzynarodowych wyprawach „Do źródeł Amazonki” pod patronatem National Geographic Society, w której uczestniczyli eksperci z Explorers Club, Instytutu Smithsonian, Peruwiańskiego Towarzystwa Geograficznego oraz Uniwersytetu Harvarda, zorganizowanych przez Piotra Chmielińskiego i Andrzeja Piętowskiego w latach 1999 i 2000.    

Peru. Zatrzymaliśmy się w bardzo dobrym hotelu w Arequipie. Po śniadaniu poszedłem z kolegami do miasta lecz zaraz przywiozła mnie taksówka. Czułem się fatalnie: silne zatrucie – biegunka, wymioty. Wieczorem tego dnia wyjechaliśmy w góry. Autobus zatrzymywał się co jakiś czas specjalnie dla mnie. Gdy przejeżdżaliśmy przez przełęcz na wysokości ponad 4500 m npm, straciłem przytomność.. Był z nami lekarz i on ratował mi życie kroplówką. Dojechaliśmy do schroniska położonego obok kanionu rzeki Colca, w którym dochodziłem do siebie przez kolejne dwa dni, pijąc tylko specjalne płyny
z minerałami. Gdy poczułem się lepiej, dżipem dowieziono mnie do kolegów stacjonujących już w bazie u stop Mismi (5597 m npm.), spod którego wypływa strumyk Carhuasanta, dający dalej, poprzez Ucayali, początek Amazonce. Mimo dolegliwości, brałem czynny udział w pieszej penetracji obszaru źródłowego największej rzeki świata. Wyprawa ta miała bowiem na celu dokładne skartowanie i sfotografowanie obszaru około dwudziestu kilometrów kw.; począwszy od szczytu Mismi, poprzez zawieszone tuż poniżej maleńkie jeziorko McIntyre, z którego sączy się potok Carhuasanta i dalej, kilka kilometrów z jego biegiem. Wszedłem nawet na sam szczyt Mismi. Niestety, ostre zatrucie nie ustępowało. Po wykonaniu zaplanowanego zadania, wszyscy wróciliśmy do Limy, aby potem pojechać na północ kraju, do źródeł Maranion, która jest jedną z pięciu rzek łączących się później w Amazonkę. Zdecydowałem jednak, że wrócę do Montrealu. Mimo dokładnych badań w uniwersyteckim Instytucie Chorób Tropikalnych, lekarze nie postawili dokładnej diagnozy, a ja czułem dyskomfort w lewym boku jeszcze przez parę lat.        

W 1985 roku Piotr Chmieliński tam właśnie rozpoczął swój legendarny spływ kajakiem i jako pierwszy w historii – pokonując całą jej długość - dopłynął do ujścia Amazonki w Atlantyku. Wyprawa została opisana w książce pt. Z nurtem Amazonki Joe Kane’a.          

Palcem po mapie, czyli nowe odkrycia geograficzne        

Z początkiem lat 90-tych, po dokładnej analizie map i zdjęć lotniczych doszedł do wniosku, że sąsiadujące baseny głównych rzek Ameryki Północnej są połączone, tworząc w ten sposób najdłuższe w świecie transkontynentalne połączenie wodne. Powstało ono w 1974 po połączeniu kanałem rzeki Churchill i Nelson w Manitobie. Dystans z Tuktoyaktuk u ujścia Mackenzie nad Morzem Beauforta do Port Eads położonego u ujścia Mississippi nad Zatoką Meksykańską wynosi 10682 km. Swoje spostrzeżenia /pełną dokumentację związaną z tym faktem/ wysłał do Londynu i …. zarejestrowano to w Księdze Guinnessa. Stał się odkrywcą najdłuższego transkontynentalnego połączenia wodnego, które biegnie przez baseny północnoamerykańskich rzek: Mackenze, Churchill, Nelson, Albany, Św. Wawrzyńca i Misissipi.       

Kolejne odkrycie „zdarzyło mu się” w trakcie organizowania masowej imprezy „Kajakiem i rowerem dookoła Montrealu”, który nazwał biatlonem kajakowo-rowerowym. Zaczął poszukiwania od sprawdzenia czy w świecie istnieją podobne zawody. Nie znalazł, ale – studiując mapy - zauważył, że Montreal jest specyficzną metropolią, którą opływają rzeki. Podzielił się tym faktem z Biurem Guinnessa. I znowu jako pierwszy wskazał, że tzw. Wyspa Montreal, jest zarazem największym w świecie miastem, położonym pomiędzy rzekami: w tym przypadku pomiędzy rzeką Św. Wawrzyńca a rzeką Back. Powierzchnia największego miasta-wyspy wynosi 432 km kw., a obwód równy jest 122 km.      

Wstrząsające chwile          

Word Trade Center. Tak się złożyło, że 11 września 2001 za kwadrans dziewiąta rano stałem około 60 m od wschodniej ściany południowej wieży WTC. W momencie usłyszenia przeraźliwego świstu, uniosłem wysoko głowę i zobaczyłem srebrne cielsko samolotu, które po chwili schowało się w ścianie północnej wieży. Po sekundzie doszedł do mnie potężny głuchy huk. Tylko ci, którzy akurat patrzyli w górę, skojarzyli, że ten huk, to wynik uderzenia właśnie tego samolotu w wieże WTC. Natychmiast uciekłem ponad sto metrów dalej na wschód, na Brodway. Za kilkanaście minut pojawiła się kula ognia i dym z południowej wieży, jako wynik uderzenia drugiego samolotu. Rozbite szyby i kawałki metali spadły w to miejsce, gdzie przedtem stałem. Gdyby kolejność uderzeń była odwrotna, na pewno zostałbym zabity. Wraz z tysiącami ludzi miałem wszystko jak na dłoni.... włącznie z walącymi się potem wieżami. Do dzisiaj mam przed oczami widok spadających i wybiegających z wież zakrwawionych ludzi. Od tamtego wrześniowego poranka odwiedziłem dolny Manhattan kilka razy - ostatnim razem w kwietniu 2014 r. Za każdym razem podchodzę jak najbliżej tego miejsca. Myślę, że każdy naoczny świadek tamtych zdarzeń wierzy, że kiedyś w przyszłości, więcej zagadek związanych z tą tragedią zostanie wyjaśnionych.        

A to Polska właśnie     

Śledzie, kiszone ogórki, kiszona kapusta, schabowy, golonka, rosół, no i miód .. to jego ulubione smaki.. Zaskakujące jest jak daleko od Polski można je odnaleźć. Dwukrotnie objeżdżał Meksyk i Wyspy Karaibskie. Także Amerykę Południową - w tym "Polskie Kolonie" w południowej części Brazylii, gdzie pierwsi emigranci z Polski osiedlali się końcem XIX wieku. Tam właśnie odwiedził polską osadę Guarani de Misiones. Większość mieszkańców mówi po polsku, choć jest to polszczyzna prawie sienkiewiczowska. Został ugoszczony rosołem, buraczkami i kapustą. Niezwykła to przyjemność w takim zakątku; zarówno dla zmysłów ciała, jak i ducha. Zapach, smak, kolor i latami pielęgnowana tradycja.
            
Czas przyszły dokonany       

Kocha swoje piękne rodzinne strony (Chechło nad pustynią Błędowską na pograniczu Jury Krakowsko-Częstochowskiej), które odwiedza co roku. Związany jest z nimi, nie tylko poprzez dziecięce marzenia o dalekich podróżach. W wieku szkolnym wiele czasu spędzał nad atlasem i książkami podróżniczymi. Zawsze interesowała go przyroda, ludzie, ludy i ich dzieje... W Technikum Ogrodniczym w Bielsku-Białej uprawiał siatkówkę i lekkoatletykę, a w rzucie oszczepem zdobywał medale. Marzył o Olimpiadzie /był jednym z najlepszych młodzików w kraju/, jednak poważna kontuzja łokcia przekreśliła te plany. Równolegle do aktywności fizycznej realizował się w …malarstwie, całkiem dobrze poczynając sobie na tym polu. Jednak ciągnęło go „w Polskę”, którą jako młody chłopak przemierzył wzdłuż i wszerz. Zwiedził Europę i obszar byłego Związku Radzieckiego, Syberii nie wyłączając. Jednak dopiero Kanada, w której zamieszkał na początku lat 80. ubiegłego wieku, zamieniła jego najskrytsze marzenia w rzeczywistość. Jak wielu emigrantów musiał najpierw zadbać o życie codzienne. Pracował na kanadyjskiej prerii jako pomocnik geodety, w Montrealu współkierował zespołem opracowującym mapy dla niewidomych, dorabiał przewożąc samochody we wszystkich kierunkach. Jednak codzienność nie przesłoniła mu świata. Nie pozwolił na to. Już od początku emigracji planował wielkie wyprawy, oparte na bazie wyczynu sportowego. Poznał wszystkie stany USA i prowincje Kanady.       

Swoje większe, czy mniejsze plany z powodzeniem ciągle realizuje. Nie tylko w Ameryce czy w Australii. Także w Polsce. Jedno z tych dziecięcych; wykąpać się w Morzu Bałtyckim i przepłynąć kajakiem Wisłę – udało mu się pokonać 1059 kilometrów - spełnił dopiero w 2008 r. podczas kolejnego pobytu w Ojczyźnie.

Podróż do najpiękniejszego miejsca

Słowo podróż kojarzy mi się z czymś lekkim. Tymczasem ja w podróżach szukam trudności. Dlatego nie tyle chodzi mi o marzenia, co o cele, wysiłek sportowy, wyzwanie.         

Świat, to przestrzeń, która może być dotykalna, to cała paleta barw, które studzą albo rozpalają nasze zmysły. Nie ma najpiękniejszego miejsca na ziemi. Jest tylko szczęście, które odczuwamy w sobie, będąc tu lub tam.
W podróży trzeba mieć czas i … pewien stan umysłu. Ja podróżuję z własnymi myślami. Czyż świat nie smakuje bardziej, kiedy można się nim delektować, poznawać go powoli?             

Przede wszystkim trzeba dostrzegać ludzi i to, czego w pośpiechu i przy pewnej powierzchowności spotkań, dostrzec nie można. Kontakty z ludźmi nabierają szczególnej wagi i są zawsze istotnym elementem wszystkich moich podróży. Ujmują mnie czytelne zachowania, proste odpowiedzi oraz wrażliwość i chęć reagowania na to, co wokół nas się dzieje.     


Przejazd przez kubańską prowincję Oriente          

Co jeszcze?

Zawsze jest coś jeszcze - za kolejną górą, za kolejną rzeką. Podróż, wyprawę można zacząć w każdym miejscu. Kieruje bowiem nami ciekawość, która jest jak zapach ciepłego deszczu unoszącego się w powietrzu. A to wyzwala pragnienie i chęć uchwycenia choćby jednej kropli, która uzmysłowiła nam jego ogrom.      

Odbył podróż po kanadyjskiej Arktyce. Zdobył najwyższy szczyt półkuli zachodniej w argentyńskich Andach - Aconcaguę
(6961 m) oraz wulkany w ekwadorskich Andach: Cotopaxi i Cayambe (prawie 6000 m). Niektóre wyprawy mocno nadszarpnęły jego zdrowie, ale nawet osłabiony chorobą nie odpuszczał sobie. Fascynacja światem, podejmowanie coraz to nowych wyzwań, okupione trudem i wyrzeczeniami pragnienia, tworzą długą listę różnorodnych osiągnięć.       

Moją zasługą jest jedynie to, że wyszedłem naprzeciw swoim oczekiwaniom.

Tekst: Jolanta Wagner

               

Osiągnięcia zarejestrowane przez Księgę Guinnessa          

• Samotny rajd samochodowy z Alaski na Ziemię Ognistą; 23 527 km pokonał
w 18 dni, 11 godzin, 45 minut;   
• Odkrycie, że Montreal to największe w świecie miasto-wyspa, leżące pomiędzy rzekami; 
Odkrycie najdłuższego w świecie transkontynentalnego połączenia wodnego, biegnącego przez Amerykę Północną z Zatoki Meksykańskiej do Morza Beauforta.            

Niektóre wyprawy                  

• 1982 rowerem przez Góry Skaliste z Calgary do Victorii i z powrotem (2300 km);
• 1996 z Montrealu do Nowego Jorku rowerem i kajakiem (600 km);
• 1994 samotny rajd rowerowy po Kubie (1500 km);
• 1994 wraz z trzema kolegami przejechał samochodem po krajach południowej części Afryki (około 10 000 km);
• 1996 udział w rajdzie samochodowym GM "Aurora Vacation Challenge" (Detroit
- Los Angeles 10 000 km);
• 1999 i 2000 dwukrotnie uczestniczył w wyprawie sponsorowanej przez "National Geographic" - „To the sources of Amazon 2000”;
• 1999 zdobył 2 wulkany w Ekwadorze: Cotopaxi i Cayambe;
• 2004 członek wyprawy dżipami przez Australię (9000 km): „Strzelecki Traces Expedition 2004”;
• 2005 zdobył najwyższy szczyt w Andach - Aconcagua 6961 m n.p.m.;
• 2008 spłynął kajakiem Wisłę (1059 km);
• 2010 odbył 800 km pielgrzymkę, z Francji przez Pireneje do Santiago de Compostela w płn.- zach. Hiszpanii.                     

Ponadto Jerzy Adamuszek wielokrotnie uczestniczył w biegach maratońskich w Montrealu, a każdego lata pokonuje pieszo kilkaset kilometrów.

Inna działalność

Zainicjował, organizuje i prowadzi dwa cykle spotkań w Konsulacie RP w Montrealu: 

• od 1994 - "Spotkania Podróżnicze"; 
• od 2007 - "Są Wśród Nas" (www.sawsrodnas.ca).

Jest autorem książek o tematyce podróżniczej:

Wyrachowane szaleństwo
Kuba to nie tylko Varadero (w wersji angielskiej: Cuba is not only Varadero)
• Słonie na olejno

oraz licznych artykułów - np. "Cuba by bicycle" w prestiżowym The Explorers Journal, 2001                

W 2007 roku został odznaczony przez Prezydenta RP Srebrnym Krzyżem Zasługi.     

W marcu 2019 zaprezentował na Kolosach projekt Mons Pax.