Ksiądz na czele gangu

Ilość wyświetleń: 56084 - Dodano: niedziela, 05 lutego 2012 14:49

Ksiądz na czele gangu

Jeden człowiek widząc umierającego ptaka widzi tylko tragedię, drugi zaś czuje radość, bo ptak ten odchodzi do Boga - pisał w swoim pamiętniku ksiądz Sańko

    

Chociaż był uparty i bezkompromisowy, to również pokorny i cierpliwy, zwłaszcza wobec swoich podopiecznych, odpowiedzialny za kształtowanie ich charakterów. Zawsze miał szacunek dla przyrody. Pamiętał o potędze żywiołów, które niejednokrotnie pokrzyżowały jego podróżnicze plany. Często serce wyrywające się do przygody musiało ustąpić miejsca rozsądkowi. W podróżniczych pamiętnikach księdza Sańki możemy przeczytać m.in. takie rozważania:

     

Jak mały jest człowiek wobec żywiołów? One uczą człowieka pokory. Bóg jest Stwórcą tych żywiołów. One świadczą o Jego potędze. Kocham morze, kocham wyprawy. Morze jest nieprzewidywalne. Tu wszystko zależy od pogody. To nie my dyktujemy warunki, ale morze. Ono uczy nas pokory.

    
Swoje podróżowanie zaczynał będąc jeszcze uczniem liceum w Sokółce. Zamiast spędzać czas na lekcjach wolał piesze wędrówki po Tatrach. Z początkiem l. 90. wyruszył poza granice Polski. Autostopem przemierzył niemal całą Europę. W poszukiwaniu pracy sezonowej odwiedził Szwecję, Finlandię, Norwegię. Później przyszedł czas na inne kraje europejskie: Słowację, Czechy, Niemcy, Francję, Szwajcarię i Włochy. W Austrii poszukiwał powołania, a następnie obrał kierunek wschodni na Litwę, Białoruś i Rosję.

   

Po ukończeniu Liceum w Sokółce wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Białymstoku. Po pierwszym roku studiów wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie spędził dwa lata. Przez pewien czas mieszkał na Alasce, pracował także na kutrze rybackim. Po ukończeniu studiów został wikariuszem w parafii Ducha Świętego Pocieszyciela w Giżycku. Na Uniwersytecie Stefana Wyszyńskiego w Warszawie doktoryzował się z filozofii i misjologii.
       
Między europejskimi wyprawami znajdywał czas na piesze, rowerowe lub samochodowe wyprawy po Polsce. Był duchowym i podróżniczym przewodnikiem młodzieży, chociażby w rajdach po Mazurach i Pomorzu. Jeziora mazurskie badał zresztą dokładnie zarówno na powierzchni wody jak i pod nią.

     

W 1998 r., wraz z ks. Szymonem Klimaszewskim, wspiął się na najwyższy szczyt Uralu - Narodnaja (1894 m).
    
Ulubionym środkiem lokomocji księdza był kajak. Spływy kajakowe zaczynał od Biebrzy, Czarnej Hańczy oraz Kanału Augustowskiego, ale stopniowo podnosił poprzeczkę coraz wyżej, przy okazji zarażając pasją swoich braci i przyjaciół. W latach 1999 i 2001 dwukrotnie opłynął Bajkał, najgłębsze i najbardziej sztormowe jezioro świata. Najpierw przez 18 dni wraz ze współtowarzyszami, Czarkiem Aniśko i Szymonem Klimaszewskim, pokonał 1000 km zachodniego wybrzeża, a następnie wybrzeże wschodnie. Podczas tej drugiej wyprawy w składzie "gangu Sańków" znaleźli się: ks. Dariusz, jego brat Artur, Piotr Mozyro oraz tradycyjnie już Klimaszewski.

    

Dlaczego akurat Bajkał? Nie wiem. Myśl się narodziła i pragnienie by to zrobić i to wszystko. Lubię to. Nie wiem, dlaczego. Rozum jest mały by pojąć takie rzeczy. Czy marzenia można zmieścić tylko w logice? Na pewno nie.

    

W 2001 r. dowodził ponadto kajakową wyprawą wzdłuż Półwyspu Krymskiego, która zakończyła się aresztowaniem przed daczą Putina, a rok wcześniej - też na kajaku - opłynął wyspę Mageroya słynącą z najbardziej wysuniętego na północ punktu Europy, jakim jest Przylądek Północny (Nordkapp), oraz Archipelag Lofotów znajdujący się na Morzu Norweskim. W 2002 r. opłynął natomiast Archipelag Alandzki na Morzu Bałtyckim. 

     
W 2003 r. ks. Sańko wraz ze swoim drugim bratem, Tomaszem, i Piotrem Mozyro spłynęli na kajakach największą rzeką wschodniej Syberii - Leną. Podróżnicy w 72 dni pokonali 4400 km z Kacziugi do Tiksi. Był to pierwszy udokumentowany spływ kajakowy na tej rzece. Ze względu na trudne warunki był to wyjątkowy wyczyn. Lena w końcowym odcinku bardziej przypominała morze niż rzekę, a wędrówkę bardzo utrudniały krwiopijne muszki, gzy i komary oraz kłęby dymu wydobywającego się z płonącej tajgi. Na szczęście miejscowi Jakuci byli bardzo życzliwi i pomocni i w wielu trudnych sytuacjach wyciągali pomocną dłoń do nieznajomych podróżników.

     

Za tę podróż ks. Dariusz Sańko wraz z Piotrem Mozyro i i Tomaszem Sańko zostali wyróżnieni wkategorii "Wyczyn roku" podczas Kolosów 2003.

      

W roku 2004 ks. Sańko ponownie wyprawił się na północ Europy, aby opłynąć na kajaku wyspę Bornholm, a w 2005 r. walczył z żywiołem na Morzu Barentsa i Morzu Norweskim, gdzie udało mu się wraz z kolegami opłynąć najdalej wysunięte na północ wyspy Europy (Kvaløya, Rolvsøya, Hjelmsøya, Masøya, Magerøya, Soroya, Seilandsjøkelen). Po wyprawie zapisał w pamiętniku:

    

Sztormy, wiatry, co zwiewają z nóg, piękno dziewiczej przyrody, którą chroni się przed ludźmi surowy klimat tych regionów, romantyzm przygody morskiej - to jest to. Cóż więcej człowiekowi do szczęścia jeszcze potrzeba? Podczas takiej wyprawy człowiek znajduje się jakby w innym wymiarze swego istnienia. Czuje życie bardziej intensywnie.

    
Ostatnią wyprawą ks. Dariusza Sańko oraz jego towarzysza ks. Szymona Klimaszewskiego była wspinaczka na najwyższy szczyt Gruzji - Kazbek (5048 m). Niestety, wyprawa zakończyła się tragicznie. Księża zginęli najprawdopodobniej w drodze na szczyt. Ich ciała ratownicy odnaleźli 22 lutego 2006 roku.

    

[E.P.]

     

Czytaj także: Okoliczności śmierci polskich księży w Gruzji

    

Duchowni, doświadczeni taternicy, wyszli z bazy 13 lutego i mieli w planie zdobycie szczytu. Od 14 lutego nie było z nimi kontaktu, a gdy nie wrócili do bazy 18, rozpoczęła się akcja.

   

Kazbek jest trudnym szczytem, latem wejście na niego zajmuje dwa dni. Zimą nikt nie próbuje go zdobywać. Polscy księża dobrze przygotowali się do wspinaczki - mieli raki, byli związani linami.
    
Księża zaczęli wspinaczkę w mieście Kazbek na wysokości 2500 m. Idąc na szczyt, odwiedzili leżący na szlaku klasztor, w którym mieszka kilku mnichów, i to właśnie oni po raz ostatni widzieli ich żywych. W rejonie, w jaki udali się duchowni na wyprawę, panowały bardzo trudne warunki. Prawdopodobnie alpiniści zginęli, ponieważ załamała się pogoda. Nocą temperatura spadła do minus 30 stopni, spadły też 2 m śniegu.
    
Ciała kapłanów ekipy ratunkowe znalazły 22 lutego 400 metrów poniżej szczytu.
    
Według przypuszczeń ks. Jerzego Szymerowskiego z Gruzji prawdopodobnie dwaj wspinający się na górę Kazbek księża byli już niedaleko szczytu. Ks. Dariusz był wyżej, osunął się z góry, a będący niżej ks. Szymon bezskutecznie próbował go ratować. Niestety, obaj spadli z góry.
    
To cud, że odnaleziono ich ciała. W rejonie Kazbeku od 10 dni notowano obfite opady śniegu i niewykluczone, że Polacy znaleźli się w zasięgu lawiny.

    

| źródło: "Gazeta Wyborcza", gazeta.pl

     

     

Więcej o wyprawach "gangu Sańków": republika.pl/naszewyprawy